Specjalne kazanie na IV ZJAZD RODU OLDAKOWSKICH – Ojca Jezuity Krzysztofa Ołdakowskiego

Specjalne kazanie na IV ZJAZD RODU OLDAKOWSKICH – Ojca Jezuity
Krzysztofa Ołdakowskiego

Tekst kazania
– zjazd rodzinny
– 15 czerwca 2013 r.
– Miedzna

Pragniemy powierzyć Panu Bogu przez przyczynę Najświętszej Maryi Panny dzisiejsze spotkanie rodu Ołdakowskich, wszystkich, którzy się z niego wywodzą oraz tych, którzy są z nim związani. Dla niektórych spośród was to spotkanie może być źródłem wielu niespodzianek. Wiele osób spotyka się po raz pierwszy, nie znają się bliżej, niewiele wiedzą o sobie. Sięgając jednak głębiej w przeszłość i wykorzystując możliwości nowych technologii trzeba było stworzyć formułę szerszego spotkania niż tylko bliższego, rodzinnego, zakorzenionego w tym pięknym zakątku Podlasia kręgu. Nie wiemy jeszcze dokąd nas to zaprowadzi, ale jest to otwarcie nowej szansy, aby wielu z nas mogło odnaleźć swoje korzenie i wzajemne powiązania. Postarajmy się wykorzystać tę okazję. Im bardziej nasz świat staje się globalny, a relacje anonimowe i podporządkowane pragmatyce, tym bardziej powinniśmy wiedzieć skąd i kim jesteśmy. Niczego nie chcemy tworzyć na siłę. Być może będzie to także drobny przyczynek do wzmożenia poszukiwań i odkrycia swoich korzeni w bardziej ograniczonym wymiarze kręgu rodzinnego, z którym czujecie państwo się bezpośrednio związani. To byłoby już wielkim dobrem.
 
Na początku wypada wyjaśnić dlaczego spotykamy się tutaj, właśnie w Miedznie. Nie tylko dlatego, że jest to znane w okolicy Sanktuarium Maryjne. Także dlatego, że związane jest od kilku stuleci z naszą rodziną: zdarzyło się to w 1727 roku. Otóż to wtedy starosta budziszewski – Tarczyński gościł we dworze Franciszka Ołdakowskiego w Jagodniku. Podczas biesiadowania zaginęła mu diamentowa spinka pod szyję warta sto talarów. Poszukiwania okazały się bezowocne. Tarczyński zmartwiony stratą udał się w dalszą podróż do Gdańska. Atmosfera w domu gospodarzy stała się przykra, ponieważ cień podejrzeń mógł paść i na domowników. W takiej sytuacji Franciszek Ołdakowski słysząc o cudach i nadzwyczajnych łaskach otrzymanych w miedzyńskim sanktuarium powierzył Matce Boskiej Pocieszenia sprawę. Gdy Tarczyński wracał do Gdańska znów zatrzymał się na dworze w Rytelach. Jak wielka była radość, gdy w trakcie przyjęcia, w szparze między deskami taboretu dostrzeżono diamentową spinkę. Przebieg tego zdarzenia zrelacjonowany przez Franciszka Ołdakowskiego spisano w księdze cudów sanktuarium Matki Bożej w Miedznie. Znajduje się ona w siedzibie kurii biskupiej w Drohiczynie.

Od 11 października ubiegłego roku przeżywamy w Kościele Rok Wiary. Chyba przede wszystkim po to, abyśmy się z nią za bardzo nie oswoili, nie traktowali jej jako czegoś oczywistego, co jest i już. Wiara jest darem łaski i równocześnie wolnym aktem człowieka, to spotkanie Boga z człowiekiem. Nie jest dana raz na zawsze w gotowej formie. To duchowa przygoda, której nie da się zaprogramować. Jej istota nie polega na spełnianiu licznych wymagań, które są narzucone z zewnątrz przez kogoś w rodzaju księgowego czy policjanta. Liczy się przede wszystkim to, co Pan Bóg robi dla nas, nie to, co my powinniśmy czy nawet chcemy uczynić dla Niego. On kocha nas miłością bezwarunkową i totalną, nie teoretycznie, ale oddając życie i przynosząc wielką amnestię. Pokonał naszą śmierć, otworzył przed nami niebo, staliśmy się nowym stworzeniem. Będziemy prawdziwie wierzący, jeśli to zagości na poziomie naszego doświadczenia, a nie tylko będzie jakimś wyuczonym i odziedziczonym sposobem bycia. Uświadomienie sobie tego, jak wiele Pan Bóg dla nas czyni daje dopiero człowiekowi wewnętrzną motywację, siłę do tego, aby godnie odpowiedzieć, choćby poprzez pojednanie z Bogiem i bliźnimi.
 
Słowa dzisiejszej Ewangelii są zaproszeniem do pokornego myślenia o sobie. Wyraża się ono w pewnej nieśmiałości w używaniu wielkich słów, za którymi czasami mogą nie podążać czyny. Czy bierzemy pod uwagę konsekwencje deklaracji, które uroczyście składamy np. w momencie chrztu czy ślubu? Życie pokazuje, że tak niewiele wiemy, tak mało od nas zależy. Nie mamy wpływu na najważniejsze sprawy. To jest wielkim wezwaniem do oparcia się na mocy Boga, ale równocześnie powinno być źródłem wewnętrznego spokoju. Nie my zbawiamy świat i siebie. Nie jesteśmy najważniejsi, nie jesteśmy panami swojego życia, których słowa mają sprawczą moc. Człowiek oddany Panu Bogu nie musi asekurować się wielkimi zapewnieniami. Zostaje wyzwolony z ciężaru przepisów i prawa, spod presji obiecywania i przysięgania. Stają się one zbędne, ponieważ miłość wystarcza i wszystko jest jasne.
 
Na naszej stronie internetowej umieściliśmy wiersz Anny Kamieńskiej „Modlitwa codzienna”.

Boże przywróć rzeczom blask utracony
Oblecz morze w jego zwykłą wspaniałość
A lasy ubierz znowu w barwy rozmaite
Zdejm z oczu popiół
Oczyść język od piołunu
Spuść czysty deszcz by zmieszał się ze łzami
Nasi umarli niechaj śpią w zieleni
Niech żal uparty nie wstrzymuje czasu
A żywym niechaj rosną serca od miłości

Ten wiersz jest wyrazem wiary w Bożą obecność w naszym życiu, w naszej historii, w otaczającym świecie. Prosimy w niej Pana Boga, aby wydobywał zawsze piękno ze wszystkich stworzeń: przede wszystkim z nas ludzi, z których każdy jest jedyny i niepowtarzalny, ale także, aby morze i las,  szczególnie nam bliski ukazywał wszystkie odcienie zieleni i innych barw, kiedy szykuje się do zimowego snu. Prosimy o czystość widzenia wszystkiego w bożej perspektywie, byśmy nie mieli oczu na uwięzi negatywnych emocji, przesądów, stereotypów, i aby nasze słowa nie były gorzkie, ale niosły radość, nadzieję i pokój. Modlimy się o to, aby nasi zmarli znaleźli mieszkanie w niebie, byśmy nie zamykali się w nostalgicznych wspomnieniach i nie hamowali czasu, byli całym sobą tu i teraz. Prosimy jednak przede wszystkim o to, co najważniejsze, czyli o miłość, która nadaje blask i sens naszemu życiu. Ten wiersz to życzenia dla wszystkich zebranych, dla tych, którzy jeszcze przybędą na nasze świętowanie, dla waszych bliskich, których tutaj nie ma, dla wszystkich, którzy będą odwiedzać stronę naszego rodu.