Partyzancka potyczka pod gospodarstwem Polikarpa Ołdakowskiego w Jagodniku 1944

Partyzancka potyczka pod gospodarstwem Polikarpa Ołdakowskiego w Jagodniku 1944
 
Liczący kilkudziesięciu żołnierzy oddział Armii Krajowej z powiatu sokolowskiego w milczeniu przemierzał Las Ceranowski kierując się na wyznaczone wcześniej przez dowództwo miejsce koncentracji. Właśnie świtało, zbliżał się ranek 28 lipca 1944 roku.

 


 
Cztery gospodarstwa należące wówczas do Koloni Wypaleniska, a administracyjnie do wsi Garnek świetnie nadawały się do tego by dać żołnierzom dłuższy wypoczynek przed dalszą drogą. Zabudowania otoczone były zwartym masywem lasu, co dawało świetne warunki na miejsce chwilowego ukrycia się przed wrogiem. Zanim jednak partyzanci mogli udać się na wypoczynek i wystawić posterunki ochraniające cały teren zakwaterowania doszło do niecodziennych wydarzeń. Zwiadowczy oddział porucznika „Rysia”, który przybył tu jako pierwszy w celu rozpoznania i zabezpieczenia terenu stwierdził zamieszanie w jednym z zabudowań. Po sprawdzeniu okazało się, że znajduje się tam dezerter z armii niemieckiej, ale mówiący po rosyjsku. Kiedy zobaczył żołnierzy AK, bez chwili wahania poddał się, oddał broń i opowiedział swoją historię prosząc by przyjęto do oddziału. Partyzanci po chwili narady uznali słowa dezertera za wiarygodne i przyjęli do siebie. W międzyczasie do wsi przybyła pozostała grupa leśnych, a dowódcy poszczególnych oddziałów zakwaterowywali już swoich żołnierzy w domach, stodołach i innych budynkach u miejscowych gospodarzy. W ten sposób partyzanci pod dowództwem kapitana „Moro” zatrzymali się u rolnika Stanisława Banaszuka, inni dowodzeni przez kaprala podchorążego Tadeusza Włodarskiego „Halabana” zajęli gospodarstwo Władysława Michałowskiego, zaś pododdział Antoniego Żubra „Łady” stanął u Czesława Ślebzaka.
 
Kontakt z nieprzyjacielem
 
Rano wystawione posterunki zauważyły, a następnie zatrzymały grupki ludzi, które zbiegły z sąsiedniej Kolonii Jagodnik. Natychmiast uciekinierów doprowadzono do dowództwa. Osobiście przesłuchał ich plutonowy „Łada”. Na podstawie ich relacji dowiedział się o niebezpieczeństwie wykrycia miejsca pobytu partyzantów przez wroga. Zbiegowie informowali bowiem o tym, że w Jagodniku przebywa kilkuosobowy patrol niemiecki. Ci bez skrupułów rabowali mienie i inwentarz żywy, oraz zatrzymywali mężczyzn zdolnych do pracy fizycznej. Ośmiu aresztowanych w ten sposób przez okupantów ludzi było przetrzymywanych w piwnicy na terenie gospodarstwa Polikarpa Ołdakowskiego. Groziła im wywózka na przyfrontowe roboty, a tam może nawet śmierć przez rozstrzelanie po wykonaniu potrzebnych prac. We wsi pozostały jedynie kobiety, dzieci i starcy, pozostali salwowali się ucieczką .Plutonowy „Łada” po naradzie z kapitanem „Moro” postanowili wysłać do Jagodnika zwiadowców i jeśli zaistnieje taka możliwość, strzałami z ukrycia przepłoszyć intruzów. Realizując te wytyczne plutonowy „Łada” wraz ze starszym strzelcem Tadeuszem Lemke „Masztem” posuwając się skrajem lasu i zagajnikami dotarła w pobliże zabudowań tej koloni. Zza przydrożnych krzaków obserwowali z uwagą to, co działo się w jednym z gospodarstw. Widząc szczupłość sił nieprzyjaciela, rozproszonego na dodatek po domostwach i nieostrożność ich oficera jadącego opodal na koniu wykorzystało sprzyjający moment. Wyskoczyli obaj nagle z ukrycia. „Maszt” chwycił wodze konia, a „Halaban” ściągnął Niemca na ziemię. Przerażony oficer po chwili szamotaniny poddał się partyzantom. Znajdujący się w dużej odległości żołnierze niemieccy zorientowali się, że złapano ich dowódcę. Zuchwałość akcji przyczyniła się do stworzenia złudnego przekonania o sile partyzantów, bowiem ci po oddaniu kilku strzałów rzucili się do ucieczki w kierunku wsi Rytele Olechny. Uciekł również pilnujący więźniów wartownik, co wykorzystał Mieczysław Ołdakowski, syn Polikarpa i uwolnił zatrzymanych. 


 
Grupa Osłonowa
 
Oficera Wehrmachtu dostarczono przed oblicze kapitana „Moro” kwaterującego na Koloni Wypaleniska, gdzie poddano go przesłuchaniom. W Jagodniku wystawiono czujkę mającą obserwować okolicę. „Moro” dowiedział się od Niemca, że w niedalekich Rytelach Olechnach znajduje się silny oddział saperów, liczący kilkaset żołnierzy, który przy pomocy mieszkańców okolicznych wsi buduje rubieże obronne od strony rzeki Bug. Mając to na uwadze, a znając aż nadto szczupłość sił własnych dowódca AK postanowił nie zwlekać. Wydzielono zatem oddział osłaniający, reszta miała się wycofać w głąb Lasów Ceranowskich. Rozpoczęto ewakuację w bezpieczne miejsce, tymczasem grupa osłonowa w sile dwóch drużyn, licząca dwudziestu ludzi zajmowała pozycje obronne na skraju lasu, od strony Jagodnika. Posiadające, jak się wydawało wtedy dość siły ogniowej drużyny plutonowego „Łady” i kaprala „Halabana” miały jasno sprecyzowany plan działania. Należało w razie konieczności jak najdłużej zatrzymać nadciągające oddziały nieprzyjaciela i następnie wycofać się w las. Kiedy grupa osłonowa wykorzystując sprzyjające warunki terenowe ustawiła swoje trzy ciężkie karabiny maszynowe, jej czujki zauważyły w Jagodniku przemieszczające się przez wieś coraz to liczniejsze oddziały niemieckie. Dzięki późniejszym relacjom świadków możemy i dziś odtworzyć tamte wydarzenia. Poszukujący swojego dowódcy saperzy, kierując się śladami kopyt końskich zostawionych na wilgotnej ziemi dotarli do gospodarstwa Ołdakowskiego. Znęcając się nad jego mieszkańcami próbowali dowiedzieć się coś na temat losów uprowadzonego oficera. Wtedy z sąsiednich zabudowań Iwanowskich nadbiegł Stanisław Trebus, wysiedleniec z Wielkopolski, który znając niemiecki próbował wytłumaczyć żołdakom, że Ołdakowski nic nie wie o zaginionym Niemcu. Zniecierpliwieni i rozłoszczeni żołnierze pewnie w końcu zastrzeliliby ich obu, gdyby do gospodarstwa nie przybył z rozkazem zbiórki i podjęcia dalszych poszukiwań podoficer. Za przewodników wzięto bez pytania się o ich zgodę Ołdakowskiego z Terebusem, którym kazano zaprząc konia do wozu. 


 
Zażarta bitwa
 
Zupełnie pewni siebie Niemcy ustawiwszy się w dwójkową kolumnę z wozem Polaków na czele, ale bez żadnego ubezpieczenia ruszyli drogą polną prowadzącą z Jagodnika do Wypalenisk W tym czasie partyzanci wiedzieli już jak mają zaatakować. Czekali cierpliwie w ukryciu na zbliżającego się nieprzyjaciela. Dochodziła właśnie godzina ósma rano. Marszową kolumnę wroga dopuszczono bardzo blisko, zaledwie na odległość 60 metrów przed własne pozycje, dopiero wtedy rozpoczęto huraganowy ogień. Niemcy rozpierzchli się w panice na boki. Próbując uniknąć ofiar przypadli do ziemi kryjąc się na polach. Część z nich nie miała szans na przeżycie od razu legła martwa. Polski wóz skręcił raptownie w kartoflisko odsłaniając zupełnie flankę żołnierzy niemieckich, woźnica z wysiedleńcem rzucili się do ucieczki. Po chwilowym zaskoczeniu wróg otrząsnął się i rozpoczął bardziej zorganizowaną obronę, podciągając zaś posiłki ze wsi i wprowadzając do boju granatniki przeszedł nawet do natarcia. Wtedy partyzanci zastosowali manewr oskrzydlający, wykorzystując zarośla drugiego zagajnika część z nich przedostała się tam i z drugiej strony i rozpoczęli ostrzał zupełnie dezorientując nieprzyjaciela. Krzyżowy ogień wreszcie przyniósł rezultaty, wróg ustąpił pola i grupkami wycofał się z matni pozostawiając na polu bitwy ponad dwudziestu zabitych i tyleż samo rannych. Ze strony partyzantów nie było strat w ludziach, lekko ranny został tylko „Halaban” Bitwa pod Jagodnikiem trwała zaledwie dwie godziny. Nie miała wielkiego znaczenia strategicznego, ale spełniła oczekiwania Polaków. Z miejsca zagrożenia bezpiecznie wycofały się główne siły zgrupowania AK, a następnie jego grupa osłonowa skutecznie zatrzymując dalszy marsz Niemców. Kolejne ich posunięcia cechowała nadmierna ostrożność, bowiem nie dość, że wróg wycofał się z samego Jagodnika, to opuścił również miejsce dotychczasowego pobytu w Rytelach Olechnach, przenosząc się do Wólki Rytelskiej. Dzień 28 lipca 1944 r., kiedy to 2 batalion 22 pułku piechoty AK obwodu Sokołów Podlaski stoczył na polach Jagodnika zwycięską bitwę w wojskami hitlerowskimi zapisał się w historii polskiego ruchu oporu. By upamiętnić tamte wydarzenia 7 września 1986 r. w Jagodniku uroczyście odsłonięto obelisk ku czci walczących partyzantów, który zwieńczono symbolem Polski Walczącej – stylizowaną kotwicą i sercem.
 
opr. DARIUSZ KOSIERADZKI
(fot.Robert Golatowski)