Moje jesienne polowanie – Adam Ołdakowski cz.1

wpis w: Uncategorised | 0

Moje jesienne polowanie – Adam Ołdakowski cz.1


Król Puszczy na granicy lasu…

Wrzesień to jesień. W polach coraz widniej, a o świcie coraz chłodniej. Wrony i ptactwo im podobne w gromady zbite, zmienia w tym czasie swoje stanowiska i noclegi przybliżając się z wolna do siedzib ludzkich. Obsiada je hałaśliwie, wybierajac stare drzewa po miedzach lub małe przylaski.

Jesienna wyprawa

Las też zmienia się z każdym dniem. Liść  zaczyna już polatywać z drzew popychany podmuchami wiatru, a ten co się mocno trzyma, zmienia swoją barwę. W tym czasie najpiękniejszymi kolorami mienią się bor.  Patrząc na to wszystko z oddali można by myśleć, że się kwiatami tysiąca  odcieni okrył. To przejście z lata do jesieni uspakaja przyrodę, powietrze znowu się ociepla i nastaje cudowna złota jesień.

W  taki  oto  piękny dzień w godzinach obiadowych wymknąłem się z pracy.  Pomimo, że był  piątek, poczatek weekendu, udało mi się dosyć szybko wyjechać poza granice miasta. Mój Jeep zapakowany sprzętem myśliwskim sunął  żwawo  piękną  nowo zbudowaną drogą, dwupasmową na Wyszków, a ja prowadząc auto obmyślałem swój plan polowania na  najblizsze dwa dni.

Podróż mijała mi szybko. Niewiedzieć kiedy  przejechałem most na Bugu w Nurze, a to oznaczało, że  jestem już na swoim obwodzie  łowieckim, którego granice rozpościerały się od Treblinki po obu stronach drogi na Kosów Lacki. Następnie szosa przez wieś Tosie i w prawo ze środka wsi duktem leśnym do Rytel Olechny, a dalej w kierunku na pradawna wieś Rybaki. Od północnego wschodu granicą obwodu była rzeka Bug. Tereny te szczególnie sobie upodobałem na wyjazdy myśliwskie. W końcu to wlasnie z tych stron pochodził mój ojciec i moi dziadkowie. Wpisałem swój pobyt na łowisku do książki w naszej Gawrze.  A naszą gawrą na tym obwodzie było gospodarstwo kolegi myśliwego, Krzycha Godlewskiego.

Krzysiek jako gospodarz obwodu miał zawsze świetne rozeznanie o stanie zwierzyny i  jej migracji w tym terenie. Ponadto jest on  wspaniałym myśliwym i uczynnym kolegą „po strzelbie”. Szczerze mówiąc liczyłem na jego podpowiedz i radę co do wcześniej obmyślonego planu. Po krótkich konsultacjach przebrałem się w ciuchy myśliwskie, żwawo wskoczyłem do samochodu i ruszyłem w teren.

Licząc od początku września, rozpoczyna się czas rykowiska. Ja jednak dzisiaj polowałem na dziki. Biorąc pod uwagę, że po żniwach stada dzików przeszły na wielkie lasy i leżą po bagnistych gęstwinach, miałem tylko jedną szansę na spotkanie z nimi. Musiałem znaleźć  stanowisko na zasiadkę w pobliżu nie skoszonych plantacji kukurydzy. Taki smakołyk na pewno wywabi je z lasów.

Wieczorna zasadzka

Takie miejsce znalazłem na polach wsi Tosie, niespełna dwa kilometry od ruin przedwojennego dworku  Ołdakowskich. Na środku pola stała sterta słomy zrolowanej w olbrzymie rulony, w odległości około 100 metrow od linni lasu, a w połowie drogi do pola nieskoszonej kukurydzy. Dojście do niej z polnej drogi strzeżone było przez młodnik sosnowy, który jednocześnie stał się schronieniem dla mojego samochodu.

Plan wydawał się niezły, tylko jak wejść na stertę bez drabiny? Dobre piętnaście minut tarabaniłem się na jej szczyt, ale się opłacało. Widok był genialny. Rozlokowałem się wygodnie, lornetkę położyłem tak aby móc wygodnie po nią sięgać w każdej chwili, to samo uczyniłem z bronią. Spojrzałem na zegarek, była godzina osiemnasta. Słońce zmęczone nieco dniem nie szczędziło jeszcze ciepła.

Z upływem czasu zdawało mi się, że mój bezruch zaczyna być rekompensowany wyrazistością coraz liczniejszych odgłosów płynących z pobliskiego lasu. Zapadałem się coraz bardziej w piękno otoczenia. Słońce kontynuowało swoją wędrówkę, zmieniając światłem sylwetki drzew i ich cieni. Oddawałem się z lubością atmosferze koncertowego  śpiewu wieczornego ptactwa. Po prawie godzinnym trwaniu w bezruchu  narastała we mnie potrzeba zmiany pozycji. Przymierzając się do wykonania ewentualnego manewru, nagle coś usłyszałem. Serce zabiło mi mocniej.

Bezkrwawe polowanie

Wsłuchiwałem się w las, poszukując zrodla dźwięku. Po chwili wychwyciłem coś
czego nie umiałem zidentyfikować. Ale na pewno to nie były dziki. Takie odgłosy z lasu mogą pochodzić tylko od  przechodzących jeleni. Z trudem opanowałem radość, serce biło coraz szybciej  bez względu na to, jak bardzo chciałem je uspokoić. Głośny i groźny pomruk z gardzieli jelenia oznajmiał, że mam przed sobą nietuzinkowego osobnika. Energia rozsadzała wciąż niewidzialnego dla mnie byka. Zmagał się z sosnami w młodniku, a te pod naporem jego siły tańczyły, zdradzając kierunek, w którym się poruszał. Bohater przedstawienia zbliżał się do granicy lasu. Zastanawiałem się, czy ją przekroczy i kiedy to zrobi? Czy da mi szansę bym mógł go zobaczyć?

Tymczasem słońce schowało się już za ścianą lasu i zapadł zmrok. Szarość okrywała wcześniej widoczne szczegóły. Coraz bardziej wytężałem wzrok, przeszukując przez lornetkę każdy cień, każdy krzaczek. A mój byk coraz silniej pobudzony rykiem rozrywał ciszę lasu. Jego koncert znalazł w końcu adresata. Z zakola lasu po drugiej stronie uprawy kukurydzy odezwał się następny amant-pieśniarz. To była prowokacja, bo ukryty do tej pory jeleń wyłonił się z lasu i pokazał się w całej okazałości i dostojności. Było to zaledwie kilkanaście sekund, ale ten widok wyrył się w mojej pamięci bardzo trwale. Po chwili bezszelestnie zniknął w otchłani czarnej lini lasu, a oddalając się zmierzał ku swojemu rywalowi.

Kielbasa z dzika

Siedziałem jeszcze jakiś czas w milczeniu otoczony nocą, lekko pokryty wieczorną rosą, wsłuchując się w odgłosy oddalającego się Króla Puszczy, zastanawiałem się czy jeszcze coś tak pięknego zobaczę. Bo był to byk zaiste zjawiskowy, o tak pięknym porożu i pięknej budowie, jakich nie często się spotyka. Takie trofea do dzisiaj tylko widziałem na wystawach łowieckich. I wiecie co? Jestem myśliwym z 30-letnim stażem i może nie jeden z kolegów myśliwych by się zdziwił tym, co teraz napiszę; wcale na takim trofeum mi nie zależy! Mnie podobają się bardziej medalowe byki w kniei.

A dziki, cóż, były następnego wieczora, a właściwie pięknej księżycowej nocy. Krótki okrągły odyniec wylazł prosto na mnie. Nie z  lasu, a  z łanu kukurydzy, jak ze stołówki. Spasiony jak beczka. Jak lazł to sapał z przeżarcia. Pani Lidka, znaczy moja kochana małżonka, jak go zobaczyła podczas skórowania to powiedziała, że takiego dzikiego tłuściocha to jeszcze w życiu nie widziała. Ja zresztą też. No, a kiełbasa z niego to była, moi drodzy, po prostu wspaniała!

 

Adam Ołdakowski

w nastepnych odcinkach:

Polowanie zorganizowane przez Niemieckich myśliwych  z Górnej  Saksonii, gdzie byłem zaproszony  jako  gość  specjalny.
…grupa sygnalistów oznajmia  odegraniem sygnałów  łowieckich 
Zakończenie polowania oraz Pokot na  rozkładzie, dzik, jeleń, sarna

 

 przerwa w trakcie polowania, polowanie w Górach Harcu , obok mnie po lewej przyjaciel myśliwy z Mazur Bernard Tarara

Wyjazd na wieczorną zasiadkę
…kierowcą motocykla jest moj przyjaciel Krzysztof Waszczuk łowczy „Koła Łowieckiego Lira”  w Gminie Repki koło Sokołowa Podlaskiego

…bardzo zmęczeni  myśliwi całodziennym polowaniem oraz uroczystościami po polowaniu, wracają do domu.